Kryzys migracyjny na granicy Polski z Białorusią przybiera na sile. Stan Wyjątkowy teoretycznie potrwa do 2 grudnia, jednak nic nie wskazuje na to, by trudna sytuacja miała ulec w najbliższym czasie poprawie. Wszyscy jesteśmy świadkami dramatu migrantów, pracowników Straży Granicznej i mieszkańców miejscowości leżących przy granicy.
Turystyka na Podlasiu pada
Kiedy we wrześniu ogłoszono 30-dniowy Stan Wyjątkowy, mało kto liczył na zakończenie działań wojskowych w tym terminie. I faktycznie, Stan Wyjątkowy w 183 polskich miastach w przy granicy przedłużono o kolejne 60 dni.
Branża turystyczna nie zdążyła się jeszcze pozbierać po dramatycznym roku 2020, kiedy świat zatrzymał się z powodu pandemii koronawirusa. Obecnie część miejscowości przy granicy jest zamknięta dla ruchu turystycznego, a tamtejsi przedsiębiorcy mogą liczyć na rekompensatę w wysokości 65% średnich miesięcznych przychodów.
Kryzys jest jednak znacznie większy. Turyści nie pojawiają się również w miejscowościach w pobliżu Stanu Wyjątkowego. W związku z tym ogromne straty finansowe odczuwają przedsiębiorcy z całego Podlasia. Właściciele atrakcji turystycznych w miejscowościach nieobjętych Stanem Wyjątkowym nie mogą liczyć na rekompensaty. Mimo to wkrótce prawdopodobnie będą się o nie ubiegać, by móc uratować swoje firmy.
Wolontariusze ratują życie błąkającym się po lasach migrantom
To, co dzieje się przy granicy jest trudnym do opisania dramatem. Z relacji uratowanych uchodźców wynika, że nie mieli oni pojęcia, na co się piszą. Wielu z nich zapłaciło duże pieniądze, by móc uciec do Europy przez Białoruś. Tymczasem skończyło się na koczowaniu w lesie, na mrozie, bez szansy na powrót.
W kropce są również polskie władze. Nie ulega wątpliwości, że migranci zostali wykorzystani jako żywy inwentarz do wojny hybrydowej. Ludzie przy granicy nie mogą zostać po prostu wpuszczeni do Polski i do innych państw Europy Zachodniej, gdzie większość migrantów chce się dostać. To konflikt, którego nie da się rozwiązać w prosty sposób.
Tymczasem do miast przygranicznych zjeżdżają wolontariusze, którzy poszukują błąkających się po lasach migrantów. W ten sposób uratowano życie wielu ludziom.