Temat kryzysu migracyjnego przy granicy polsko-białoruskiej trochę ucichł w mediach, jednak wciąż dużo się tam dzieje. W wyniku trudnych warunków pogodowych oraz naporu migrantów na granicę, w szpitalu w Bielsku Podlaskim opatrywano zarówno żołnierzy, jak i migrantów. Sytuację skomentował szpitalny lekarz, który jest z pochodzenia Kurdem.

Szpital w Bielsku przyjął około 100 osób w związku z kryzysem przy granicy

Dotychczas w szpitalu w Bielsku Podlaskim przyjęto w sumie 100 osób, w tym żołnierzy i samych migrantów. W większości za hospitalizację odpowiadały trudne warunki pogodowe, na które migranci byli i są szczególnie narażeni. Z kolei żołnierzy przyjmowano z ranami będącymi efektem natarć migrantów na granicę. Niektórzy rzucali kamieniami, co także przyczyniło się do dość poważnych obrażeń.

Szpital nie oddzielał żołnierzy od migrantów, tak jak ma to miejsce na granicy. Tutaj skupiano się na ratowaniu zdrowia i życia. Pacjenci także nie myśleli o kontynuowaniu konfliktu. Wszystkim tak naprawdę zależy na jednym: by wrócić do bezpiecznego domu.

Lekarz bielskiego szpitala komentuje

Lekarz pracujący w Bielsku Podlaskim jest Kurdem mieszkającym w Polsce od ponad 40 lat. Dzięki znajomości języka arabskiego i kurdyjskiego jednocześnie pełni rolę lekarza i tłumacza. Migranci szybko nabierali zaufania do specjalisty, który teraz podsumował motywacje ludzi przybywających na granicę polsko-białoruską.

Lekarz przyznał, że w znacznej większości są to ludzie, którzy przybyli do Europy z powodów ekonomicznych. Ludzie Ci nie zdawali sobie sprawy, w co się pakują. Ta niewiedza została sprytnie wykorzystana przez białoruskich przemytników, którzy kierują się jedynie chęcią zysku. Migranci wymęczeni pobytem na granicy marzyli jedynie o powrocie do własnych krajów, co w wielu przypadkach udało się zrealizować.

W o wiele gorszej sytuacji jest garstka migrantów uciekających przed wojną. Ci ludzie nie mają do czego wracać.